🌀 Ten Dzień Na Który Każdy Z Nas Tak Czeka

Dzisiaj odbyła się również konferencja prasowa Simone Inzaghiego. Trener Interu przed Derby d’Italia nie ukrywał, że jest świadomy wagi meczu. “Jutro czeka nas wielki mecz, ekscytujący, przy wypełnionym stadionie zmierzy się pierwsza drużyna w lidze z drugą. Wszyscy wiemy, jakie znaczenie ma starcie Juve-Inter, to mecz ważny dla obu drużyn, które świetnie radzą sobie w Każdy ma "gen" w sobie, który nazwaliśmy depresją. Nieważne czy Polak, Azjata, Amerykanin. Nieważne jaki kolor skóry. Nieważne jaki status materialny. Jak tu "żyć", kiedy nie jesteśmy w stanie sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego istniejemy i co nas czeka po śmierci. Boimy się o tym myśleć i większość ludzi stara się tego nie robić. Próbujemy być szczęśliwi. Ciesząc się życiem doczesnym. Ten strach i niepewność pragniemy zabijać. Sami sobie nadajemy jakiś "sens naszego życia". Te sensy są naprawdę różne, ale przede wszystkim żyjemy dla kogoś: dzieci, ukochanego, ukochanej, rodziców. Często mówimy, że oni nadają nam sens naszego życia. Aczkolwiek u niektórych to za mało. U ludzi niezwykle wrażliwych. Dla których istnienie człowieka, istnienie czegokolwiek jest kompletnie niezrozumiałe. Tracą wiarę w ten swój nadany sens życia. Uświadamiają sobie, iż ten prawdziwy cel naszego istnienia jest niepojęty. Wiedzą, że poznanie go jest praktycznie niemożliwe. W tym momencie uaktywnia się ten "gen", który nazywamy depresją. Każdy nosi w sobie depresję, tylko u nie każdego jest aktywna. Jednakże czasem wystarczy malutki bodziec, aby obudzić tego potwora. Życie nie jest słodkie jak miód i ten ból spowodowany tą niepewnością jutra. Gdybyśmy wiedzieli dlaczego istniejemy i co nas czeka po śmierci. Po prostu znaliśmy sens życia. Nikt nie miałby depresji. Tak właśnie wytłumaczyłem sobie moją aktywną depresję. Niby żyję w miarę normalnie, ale te myśli ciągle pozostają. Te myśli o prawdziwym sensie życia. REFREN: Król się weseli z Twej potęgi, Panie. Panie, król się weseli z Twojej potęgi. i z Twej pomocy tak bardzo się cieszy. Spełniłeś pragnienie jego serca. i nie odmówiłeś błaganiom warg jego. Pomyślne błogosławieństwo wcześniej zesłałeś na niego, szczerozłotą koronę włożyłeś mu na głowę. Prosił Ciebie o życie, To jak będzie pani robić rano makijaż, niech pani się przyjrzy sobie dokładnie, bo może będzie się pani widzieć ostatni raz – tak "pocieszył" Lidię lekarz, gdy była w ciąży i okazało się, że ma nie tylko dużą wadę wzroku, ale i tętniaka To było rutynowe USG, 10. tydzień. – Ciąża jest martwa – mówi lekarz. – Szok, którego nie potrafię tego opisać. Wróciłam do samochodu i płakałam w głos z rozpaczy. Potem było usunięcie martwego płodu. Miałam taki instynkt macierzyński, że czułam, że zniosę wszystko, byle tylko znów mieć dziecko – mówi Lidia Wypadek samochodowy. Minęło trochę czasu, a Lidia zaczęła popłakiwać. – Szok pourazowy, przecież wjechał w panią TIR. To minie – słyszy od psychologa. – Nie, nie mijało, widziałam, że coś tu nie gra, ale nie przyszło mi do głowy, że to po prostu jest depresja – mówi Lidia Rozsyłała CV w kilka miejsc. Po studiach miała przerwę w pracy. Pierwsi zadzwonili z dużej sieci hipermarketów. Tak się ucieszyła, że ktoś się odezwał, że od razu wzięła tę pracę. – Nigdy nie pracowałam w handlu! – wspomina Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej a relację na żywo z wojny w Ukrainie pod tym linkiem Lidia jest w 14. tygodniu ciąży, trafia do okulisty. Rutynowa konsultacja, lekarz ma zdecydować, czy ze względu na dużą wadę wzroku lepsza niż poród naturalny będzie cesarka… Tętniak. Tak rusza lawina dramatów Gabinet okulista. Lidia wychodzi ze niego ze skierowaniem na rezonans i sugestią, że ma… guza mózgu. Badanie guza nie wykrywa, ale za to tętniaka. — Nie miałam świadomości, czym to grozi, nie "diagnozowałam się" u dr Googla. Za to neurochirurg brutalnie mnie uświadomił – wspomina. – Będę miała cesarkę, lekarze sugerują dla bezpieczeństwa… – zaczęła tę wizytę. – Przy cesarce ciśnienie krwi też jest bardzo wysokie, a do tego stres, więc to żadna gwarancja, że pani ten poród przeżyje – mówi lekarz. Do końca ciąży Lidia żyje w strach, który narasta z każdym miesiącem. – Marzyłam, by już było po. Przeżyć i wrócić z dzieckiem do domu – wspomina. Data cesarki jest wyznaczona. Skurcze przychodzą trzy dni przed czasem, w środku nocy Lidia trafia do szpitala. Ale reszta idzie zgodnie z planem. — Po porodzie przyszedł spokój – mówi Lidia. Prawie na trzy lata. Bo wtedy znów wraca temat tętniaka, o którym myślenie odkładała. Kolejna konsultacja, znowu stres. – Lekarz potraktował mnie tak, jakby to była moja wina, że mam tętniaka. Rozmowa wyglądała tak: – Przyszła pani z tętniakiem i czego Pani ode mnie oczekuje? – Dostałam skierowanie, mam skonsultować wyniki z neurochirurgiem. – Mogę Panią zapisać na embolizację. – Ale ja się boję operacji… – To jak pani będzie sobie robić rano makijaż, niech pani przyjrzy się sobie dokładnie, bo może siebie widzieć po raz ostatni – mówi lekarz. – Takim tonem, że poczułam się, jakby to była moja wina, że mam tętnika. I jeszcze postraszył mnie, że jak nie umrę, to może oślepnę – wspomina Lidia. Wizyta trwała pięć minut, jechali na nią z mężem z domu 70 km godzinę. Lidia weszła do samochodu, płakała. Na operację czeka trzy miesiące. – Moje życie było w rękach lekarzy i Boga. Codziennie się modliłam, by żyć dla synka. I codziennie płakałam a moja mama, z którą wtedy mieszkaliśmy, płakała ze mną z bezsilności – opowiada Lidia. (Dziś już nie mieszka z mamą, ale wciąż w jednym bloku, na tym samym piętrze). Wspiera też tato i mąż, który wierzy, że operacja się uda. Wpierają przyjaciółki. – Z Magdą znamy się ponad 20 lat, poznałyśmy się w liceum i jesteśmy jak siostry, Marzennę poznałam na studiach, znamy się 15 lat, z Irką poznałyśmy się przez nasze dzieci, a z drugą Magdą na forum o tętniakach – wylicza Lidia. Operacja trwała sześć godzin. Lidia budził się na OIOM-ie. Pierwsze słowa, jakie wypowiada to: "Czy ja żyję?". Lidia po wypadku samochodowym na SOR-ze. – Była przy mnie pielęgniarka, nie widziałam jej twarzy, bo nie miałam okularów. Strasznie po tej narkozie wymiotowałam. Ale byłam szczęśliwa, bo usłyszałam, że już po operacji, że obyło się bez komplikacji. Po trzech dniach o własnych nogach idzie na zwykłą salę. Po tygodniu do domu. – Zamknęłam za sobą drzwi szpitala, nie rozpamiętywałam. Doceniałam, jak fajnie być zdrowym, i że wyszłam z koszmaru bez szwanku – opowiada. Nie wie, że to jeszcze nie koniec... Druga ciąża jest wyczekiwana. Córka jest wcześniakiem Po operacji tętniaka Lidia nie chce za szybko ryzykować z kolejną ciążą, choć lekarz, który ją operował mówi, że nie ma przeciwwskazań. I faktycznie, udaje się. Na kontrolne USG, rutynowe, w 10. tygodniu, Lidia jedzie sama. – Ciąża jest martwa – słyszy od lekarza. – Szok, którego nie potrafię tego opisać. Wróciłam do samochodu i płakałam w głos z rozpaczy – wspomina. – Potem czekało mnie usunięcie martwego płodu, też strasznie przeżyłam, bo zdążyłam się już oswoić z myślą, że znów będę mamą. Choć bólu nie czułam, cierpiałam, gdy wyrywali ze mnie płód – mówi. ZOBACZ: Najszybciej zbierała porzeczki, bo świat nie jest dla słabych Kolejne miesiące przechodzi żałobę. Potem znów zachodzi w ciążę. – Wierzyłam, że to dziecko się urodzi. Mój instynkt macierzyński był tak silny, że czułam, że przetrwam wszystko, byle muszę mieć drugie dziecko. Poród zaczyna się przed czasem. Natalia jest wcześniakiem, waży 1630 gramów, ma zaledwie 47 cm długości. Spędza w szpitalu pierwsze trzy tygodnie życia. Lidia wychodzi do domu bez córki. Co dzień do niej jeździ. — Najpierw z mężem, potem sama, bo matka mogła być całą dobę, ojciec o wyznaczonej godzinie i tylko godzinę – wspomina. Foto: Archiwum prywatne rozmówczyni Córeczka Lidii rodzi się jako wcześniak, wielkości dłoni swojego taty. Po prawej już jako kilkulatka ze starszym bratem. Nocą odciąga pokarm, o szóstej rano jest na dworcu. W pociągu zastanawia się, ile córka będzie ważyć. Raz jest radość, raz rozczarowanie, bo waga stai w miejscu. – Dopiero gdy zabrałam córkę do domu, zaczęłam dochodzić do siebie po cesarce. Natalka jadła, spała trzy godziny, jadła, spala trzy godziny… Rosła. Zaczęła chodzić, gdy miała 16 miesięcy, ale potem zaczęła doganiać rówieśników. – Czułam, jak rozkwitam, nigdy nie byłam tak szczęśliwa – wspomina Lidia. ZOBACZ: "Mamo, mam na imię Agnieszka. Zabrałam jej pierworodnego syna" Po porodzie nie poszła do pracy. – Chciałam być z córką do czasu, gdy pójdzie do przedszkola. Bo przez to, by była wcześniakiem, po wyjściu ze szpitala, dostaliśmy pełno skierowań, biegaliśmy po specjalistach. Trzeba było zbadać jej serce, słuch, wzrok, brzuch – wspomina Lidia. Gdy córka miała 1,5 roku, Lidia założyła własną działalność. – Kupowałam ubranka dziecięce, prałam, prasowałam, naprawiałem, wystawiałam na aukcjach. Kręciło mnie to, że sukienkę dobrej marki kupowałam za 5 zł i sprzedawałam za 30. Dodatkową nagrodą była pozytywna opinia wystawiona przez klienta – opowiada. Dziecięce ciuchy zostawiła, gdy córka poszła do przedszkola, (miała dwa i pół roku), a synek do pierwszej klasy. Wtedy Lidia wróciła do pracy w biurze. Spokój był przez rok. Wypadek. TIR wjeżdża w nich na skrzyżowaniu – Dojeżdżałam do świateł, zmieniły się na zielone. Ruszyłam, skręcając w lewo. Mama mówiła potem, że byłyśmy na środku skrzyżowania, gdy usłyszała mój krzyk: "TIR". Wtedy w nas uderzył. Nie pamiętam huku, a mama tak. Mówi, że to tak potworny odgłos, że nigdy go nie zapomni – opowiada Lidia. Ona za to zapamiętała głosy, ale już nie twarze ludzi, którzy się nad nią pochylali: ratowników, lekarzy, pielęgniarek, świadków… – Ocknęłam się, zobaczyłam rozbitą szybę samochodu i dziewczynę, ale nie pamiętam twarzy. Mówiła, że "już jedzie pomoc", ja nie rozumiałam po co. A ona na to, że miałam wypadek. Zapytałam co z dziećmi. Powiedziała, że nie jechały ze mną, że tylko mama, ale ona czuje się dobrze – wspomina Lidia. ZOBACZ: "Dorosła córka mnie nienawidzi. Terapia zabrała mi dziecko" Po chwili znów traciłam przytomność. I tak w kółko. Gdy widzi nad sobą płaczącego męża, który trzyma ją rękę i słyszy odgłos karetki, jest pewna, że umiera. Nie czuje bólu, właściwie nie czuje nic. – Nie wiedziałam nawet, że mam głowę rozwaloną, że jestem cała we krwi. Ratownicy próbowali wydostać mnie z auta, ale samochód był w rowie, drzwi zakleszczone. Wyciągnęli mnie tylnymi drzwiami – opowiada. Foto: Archiwum prywatne rozmówczyni Lidia po złamaniu nogi w górach, po prawej samochód, w którym jechała z mamą, gdy wjechał w nie TIR. – Na miejsce przyjechała policjantka, koleżanka z podwórka i szkolnej ławki. Powiedziała mi, że wypadek to nie moja wina, że jechałam prawidłowo, a kierowca TIR-a był trzeźwy. Gdy zobaczyłam nad sobą lekarza, zaczęłam prosić, żeby mnie ratował, że muszę żyć, bo mam małe dzieci – wspomina. Ze szpitala wychodzi szybko. Znów, szczęśliwa, że żyje. Nie czuje żalu do sprawcy. – Przecież nie zrobił tego celowo, przyznał się do winy – mówi. Pierwsza depresja, druga depresja. Złamana noga w górach Jest już jakiś czas w domu, gdy zaczyna popłakiwać. Coraz częściej jest smutna. Trafia do psychologa. – To szok pourazowy. Reakcja na wypadek – PTSD – słyszy. – Ale to nie mijało, widziałam, że coś tu nie gra, ale nie przyszło mi do głowy, że to po prostu jest depresja – mówi. To przyjaciółki sugerują, żeby szła do lekarza. Lidia idzie, dla świętego spokoju, na odczepnego. Gdy dostaje receptę na leki przeciwdepresyjne, pyta, czy są konieczne. Tłumaczy, że spróbuje bez leków, bo właśnie jedzie z rodziną w góry, a potem nad morze, więc jej się polepszy. ZOBACZ: "Babciu, tu w ogóle nie spadają bomby". Pod dachem z ukraińską rodziną – Lekarz na to, że mogę spróbować, ale jak się nie poprawi, to mam wziąć leki – mówi. Jadą do Zakopanego. Lidii tam nic nie cieszy. Po górach nie chodzi, bo po lekarz powiedział, że za wcześnie po wypadku. Na wjazd na Kasprowy też się nie zgodził. – Ale wjechałam, bo czułam, że nic mi nie będzie – wspomina. Ale to też nie cieszyło. Na każdym zdjęciu z tamtych dni Lidia jest bez uśmiechu, bez życia. – Wróciliśmy i przyjaciółka zapytała: "Wzięłaś te leki? Nie?! To na co ty jeszcze czekasz?". Wtedy zaczęła je brać. Wkrótce znów pojechali w góry. No i wtedy znów ma wypadek – na Tarnicy. W piękny, słoneczny, lipcowy dzień. — Na szczycie dopadła nas burza. Zaczęliśmy schodzić w dół. Mąż wziął córkę za rękę. Weszliśmy w las, a ja nagle się poślizgnęłam i przewróciłam. Upadając, martwiłam się, że będę miała spodenki w błocie i po chwili zobaczyłam, że moja noga jest tak nienaturalnie wygięła, i że... kość wystaje przez skórę. "Złamałam nogę!" – krzyknęłam do męża, a on na to: "Jak to złamałaś, skąd wiesz?!". "Widziałam, jak kość mi wyszła" – powiedziałam – wspomina. Za nimi szło jakieś małżeństwo. – Kobieta była pielęgniarką. Opatrywała mi nogę, a jacyś turyści dzwonili po pomoc. Wiele osób mijało nas, pytali, czy mogą jakoś pomóc. Ból był okropny, wspomina. Zaczyna tracić przytomność. – Nie zamykaj oczu, nie zasypiaj! – prosi pielęgniarka. To ona i jej mąż zabierają na dół dzieci Lidii. A ona półtorej godziny czekała na pomoc w burzy, leżąc w błocie. GOPR-owcy wzywają śmigłowiec, który w końcu może lądować. ZOBACZ: "Ryłem ziemię rękami, by się kryć". Legionista pod ostrzałem w Ukrainie – Ratownicy GOPR-u dali mi silne leki i okropny ból minął. Usztywnili mi nogę, zabezpieczyli ranę, zabrali do szpitala. Mąż z dziećmi wrócił do domu. – A ja spędziłam w szpitalu 11 dni – wspomina Lidia. Potem jeszcze przez kilka tygodni jeździ na wózku. – I na nim udało mi się dotrzeć na mecz syna i na plac zabaw z córką. Tylko że w czasie rekonwalescencji złamanej nogi i walki z depresją wydarzyło się coś jeszcze... – mówi. Foto: archiwum prywatne rozmówczyi Lidia w trakcie rekonwalescencji. Po prawej pies Flapi, który też pomagał jej wyjść z depresji. Bóle głowy. Problemy zdrowotne syna – Gdy Jaś skończył 10 lat, zaczął uskarżać się na bóle głowy. Co kilka dni. Potem coraz częściej. Zaczęliśmy się z mężem martwić – wspomina. Idą z synem do lekarza. – Ten wiedząc, że ja jestem po operacji tętniaka mózgu, wysłał syna do neurologa na cito. Baliśmy się bardzo – wspomina Lidia. Ale mówi sobie wtedy, że syn jest zmęczony, bo trenuje piłkę nożną. Tylko że syn jest bramkarzem, więc piłkę przyjmuje też na głowę… – Badanie neurologiczne nie wykazało nic niepokojącego. Odetchnęliśmy z ulgą. Częściowo, bo pani doktor, słysząc o moim tętniaku, wysłała Jasia na rezonans, też w trybie pilnym. Wynik wyszedł OK. Ufff… – opowiada Lidia. Ale to nie był koniec strach o dzieci… — Rok później byłam z córką u koleżanki. Natalka upadła w czasie zabawy, straciła przytomność. Odzyskała, ale była osowiała. A potem zasnęła. Zadzwoniłam do pediatry, pytałam, co robić. – "Jechać na SOR. Natychmiast" – usłyszałam. W szpitalu zatrzymali córkę na obserwacji kilka dni. Byłam z nią, myślałam, że ją stracę, bo na tym SORze leciała mi przez ręce, myślałam, że umrze mi na nich. Ale też okazało się, że to fałszywy alarm, że to musiało być tylko osłabienie, ale nie wstrząs mózgu – mówi Lidia. To nie był koniec ciężkich przeżyć. To wygląda na przeziębienie. COVID-19 dopada tatę Przyszła pandemia. – Mój tata złapał koronawirusa. To wyglądało na zwykłe przeziębienie. Ale z dnia na dzień było coraz gorzej. Tata był coraz słabszy, nie jadł, mało pił, nie miał siły wstawać. Z trudem odpowiadał na pytania. Chwilami miał problem z oddychaniem. Lekarz rodzinny "zabarykadował" się w przychodni. Nawet nie powiedział, żeby mierzyć saturację, i że może tato powinien dostać leki przeciwzakrzepowe, bo był obciążony chorobami krążenie. Tego wszystkiego dowiedziałam się od ludzi na forach internetowych – wspomina Lidia. Po chorobie płuca jej taty są w takim stanie, że rekonwalescencja trwa parę miesięcy. Lidia też wychodzi ze swojej depresji, bo leki zaczynają działać po dwóch miesiącach. A ona stanęła na nogi dosłownie i w przenośni. I znajduje pracę w hipermarkecie jednej z największych sieci. – Wysłałam CV w kilka miejsc, a oni pierwsi się odezwali. Do dziś pamiętam pierwszą rozmowę z menadżerkę Natalią – opowiada. – Atmosfera była fajna, dziewczyny pomocne. Bardzo lubię kontakt z ludźmi, a ta praca mi to dała. Przez miesiąc się szkoliłam, bo nigdy nie pracowałam w handlu – wspomina. Foto: Archiwum prywatne rozmówczyni Lidia czeka na pomoc w górach, po prawej z córką na I komunii dziecka przyjaciółki. Znów jest szczęśliwa. – Byłam pewna, że depresja to przeszłość – mówi. Radość nie trwa długo. Nie mija nawet pół roku, znów ma spadek nastroju. – Do pracy chodziłam z niechęcią, przestałam się uśmiechać i wszyscy mi się pytali, dlaczego jestem taka przygnębiona. Wracałam do domu i większość czasu spędzałam w łóżku. Ciągle spałam. Nienawidziłam poranków. Miałam wrażenie, że przygniata mnie wielki, ciężki głaz. Nie miałam siły wstać. Czekałam na wieczór, zgaszone światło, ciszę. Zamykałam się w pokoju, byle tylko być sama. Nie obchodziło mnie, że w domu trzeba coś zrobić. Wszystkim zajmował się mąż i moja mama. Depresja wróciła ze zdwojoną siłą. Miałam myśli samobójcze. Był przy mnie mąż, dzieci, rodzina, przyjaciółki, a i tak nie chciało mi się żyć. Tak depresja zwala z nóg – opowiada. W końcu zbiera resztkę sił, znów idzie do psychologa, innego. – Trafiłam najlepiej, jak mogłam. Czułam wsparcie, czułam się rozumiana, po każdej wizycie chciałam znów wracać. Wizyty były co tydzień. Myślałam, że terapia potrwa dwa miesiące i będzie ok. Trochę się przeliczyłam, bo terapia już trwa trzeci rok. Cudowna psychiatra wsparła mnie też lekami – mówi. Pies. Dziś jest specjalny dzień Niedziela, dwa lata temu. Lidia z mężem i dziećmi jest z wizytą u rodziny, która ma psa. Natalka cały czas bawi się z yorkiem. W drodze powrotnej do domu cały czas mówi, że też chce psa. – Dziś jest mój najpiękniejszy dzień! – mówi nazajutrz rano przy śniadaniu. – Dlaczego? – dopytują rodzice. – Dziś będę miała pieska – mówi Natalka. – To nie takie proste, nie można wziąć pieska o tak… – tłumaczą dziecku, że trzeba szukać, wybrać odpowiedniego itp. – To moje marzenie, chcę dziś pieska – dociska Natalia. – Mąż nie potrafił odmówić córce. Zaczyna przeglądać ogłoszenia w internecie, a Lidia wydzwaniać. – Mieszkamy w bloku, pies nie mógł być duży. Po kilkunastu telefonach trafiliśmy takiego "dla nas" – wspomina Lidia. Szybka decyzja. Mąż bierze dzieci i siostrzeńca do samochodu. Jadą 100 km po kundelka. Lidia idzie kupić legowisko, smycz, karmę i zabawki. Mąż i dzieci wracają z psem. – Córka szczęśliwa, syn zdystansowany, a ja… przerażona. Pies też. Wystraszony, zagubiony, śmierdzący i brudny – wspomina Lidia. – Wzięli go z podwórka, na którym mieszkał. Jak go wykąpaliśmy, okazało się, że pies nie był szary, a biały – opowiada Lidia. Pies trzy dni ze strachu nie wychodzi z legowiska, nie chce się ruszyć, nawet wyciągany na smyczy. Nic nie je. Po trzech dniach z radości macha już ogonem na widok rodziny. – Pokochaliśmy go. Dziś nie wyobrażam sobie, że mogło go nie być – mówi Lidia. – Ten piesek pokazał mi, jak można się cieszyć z małych rzeczy – mówi. Dziś nie boi się o przyszłość, nie planuję nic na zapas. – Wiem, że los i tak zrobi po swojemu, ale nie mam lęków. Po prostu nie zostawiam nic w życiu na później, na specjalne okazje. Każdy dzień "specjalny", cieszę się nim, bo nie wiem, czy nadejdzie kolejny. Cieszę się z małych rzeczy, nie przejmuję się głupotami. Staram się śmiać, z siebie też. Mieć dystans. I nie martwić się tym, co myślą o mnie inni. Nie spinam się, nie myślę, że coś muszę. Staram się wyspać, wyjść do pracy. Wrócić, odpocząć, wyjść z psem, mieć czas dla dzieci… – wylicza Lidia. Od roku czuje się dobrze. Nie ma już objawów depresji. – Nie mogłam się poddać. Dzieci się moją motywacją. Tak, nie raz stanęłam w obliczu śmierci, ale dostałam szansę. I kolejną. Jestem wdzięczna losowi, że wyszłam z tego cało – mówi Lidia. Założyła bloga "Dasz radę". – Depresja, tętniak mózgu, poronienie, wypadek samochodowy. Po tym też można znaleźć szczęście. Czasami trzeba dotknąć dna, by mieć od czego się odbić, ale trzeba wierzyć, że na końcu będzie jeszcze pięknie. Po prostu trzeba walczyć… Chcesz napisać do redakcji Onet Kobieta? :) Kontakt: redakcja_lifestyle@ REFREN: Kościele święty, chwal swojego Pana. Chwal, Jeruzalem, Pana, wysławiaj twego Boga, Syjonie! Umacnia bowiem zawory bram twoich. i błogosławi synom twoim w tobie. Zapewnia pokój twoim granicom. i wyborną pszenicą ciebie darzy. Zsyła na ziemię swoje polecenia, a szybko mknie Jego słowo. Wiemy doskonale, że kiedyś nadejdzie ten dzień. Dzień, w którym umrzemy. Nie mamy na to żadnego wpływu. Nie wiemy nawet kiedy to nastąpi. Czy jednak jeśli byśmy mieli wybór, to chcielibyśmy wiedzieć kiedy nastąpi ta chwila? Ja osobiście wolę, aby moja śmierć była dla mnie zagadką. Nie chcę wiedzieć kiedy umrę ani w jaki sposób. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Boję się śmierci. Boję się umierać. Nie wiem jakie to uczucie, choć byłam świadkiem śmierci bliskiej dla mnie osoby. Nie chcę chorować, ani cierpieć, ale przecież to nie jest zależne ode mnie. Czasem przychodzi taki moment, że choroba spada na nas jak grom z jasnego nieba i wyniszcza nasz organizm ta szybko, że zanim się oglądamy, nas już nie ma. Jeśli miałabym możliwość jakiegokolwiek wyboru, to chciałabym tylko umrzeć pierwsza. Nie chcę żegnać ukochanego Męża, a już na pewno nie chcę przeżyć swojego dziecka. Moje serce pękłoby pewnie z rozpaczy. Mam nadzieję, że uda nam się dożyć starości, razem w szczęściu i zdrowiu. Śmierć to taki trochę temat tabu. Nikt nie mówi głośno o tym, co czuje i co myśli na temat śmierci. Jest to trudne doświadczenie zarówno jeśli dotyka kogoś z rodziny bądź znajomych. Dopiero kiedy ktoś odchodzi zadajemy sobie pytanie: dlaczego? Czasem pod wpływem czyjejś śmierci zdajemy sobie sprawę, że nie dbamy o siebie, nie robimy profilaktycznych badań. Wydaje nam się, że nas to nie dosięgnie. Pamiętajmy jednak o tym żeby dbać o siebie ze względu na to, że mamy rodziny, małe dzieci. Kto się nimi zajmie, kiedy nas zabraknie? One potrzebują nas. Żadne pieniądze nie uchronią nas przed śmiercią- ona nie bierze łapówek. Czy bogaty czy biedny przed obliczem śmierci każdy jest równy. Na każdego czeka śmierć, ale dajmy się jej za wcześnie. Każdy z nas oczekuje tego dnia. Tego dnia, kiedy wszystko może się zmienić, kiedy nasze życie nabierze blasków i zmieni się na lepsze. Kiedy nadejdzie ta wyczekiwana i upragniona miłość. Każdy na coś czeka z utęsknieniem … Maria, trzydziestolatka, realizuje się zawodowo. Jest szefową działu marketingu znanej firmy kosmetycznej. Punkty zwrotne w życiu oraz komplikacje, które wyjdą nam finalnie na dobre, a także za sprawą sezonu Bliźniąt – sporo dobrej zabawy! Co jeszcze przyniesie nam nowy tydzień? Sprawdź tygodniowy horoskop dla wszystkich znaków zodiaku na 16 – 22 maja 2022. Energię tego tygodnia wyznaczy nam poniedziałek. 16 maja czeka nas Zaćmienie Krwawego Księżyca (ang. blood moon) z jednoczesną pełnią w Skorpionie i będzie to kulminacyjny moment całego miesiąca. Złowieszcza nazwa tego zjawiska pochodzi od barwy, którą przybiera Księżyc. Czerwona lub ruda poświata wynika z załamania się promieni słonecznych w atmosferze. Będzie to jedno z dwóch krwawych zaćmień w tym roku. Mówi się, że zaćmienia symbolizują nowe początki, reprezentują zakończenia, są punktami zwrotnymi, kropką nad „i” wielu procesów czy relacji. Ponieważ Krwawy Księżyc charakteryzuje bardzo silna energia, jeszcze bardziej możesz poczuć chęć rozpoczęcia czegoś z czystą kartą. Może będzie to czas, kiedy wreszcie podejmiesz decyzję z którą zwlekasz, a może zakończysz związek, który ci nie służy. Niewykluczone, że część z nas zrezygnuje wtedy z pracy, albo zdecyduje się na ruch zaczynający coś nowego np. wyznając komuś długo skrywane uczucia. Przygotuj się więc na rachunek zysków i strat, a następnie pożegnanie tego, co nie jest dla ciebie dobre. Poddaj się zmianom i płyń z ich nurtem. Zaćmienie ujawni także słabe punkty życia, które będziesz mieć szansę skorygować. Skłoni także do porzucenia przeszłości i starych przywiązań oraz... dorośnięcia. Być może będzie to pierwszy moment, gdy zaczniesz podejmować dorosłe decyzje. Ponieważ mogą wystąpić jakieś problemy z komunikacją, bądź bezpośrednia, nie owijaj w bawełnę, nie mów „nie” jeśli chcesz powiedzieć „tak”. Najbliższe zaćmienie będzie mieć miejsce razem z pełnią w Skorpionie i za sprawą tego znaku zapowiada się wyjątkowo intensywnie. By przetrwać oba zjawiska najlepiej tego dnia odpuścić, nie siłować się z rzeczywistością i odpocząć. Unikaj kłótni, odpręż się, zadbaj o siebie, wyśpij, szczególnie, że możesz czuć się nieco przeczołgana i wyczerpana emocjonalnie. Pełnia Księżyca w Skorpionie (16 maj 2022 o 6:15) mówi o odrodzeniu, śmierci, przemianie. Znak ten lubi tajemnice i wie, że każdy je ma, podobnie jak dręczące nas demony. Zachęci nas do konfrontacji z nimi, bo tylko wtedy doświadczamy przemiany. Skorpion uważa, że każdy dramat, każdy życiowy zakręt jest po coś. Dwa dni później ( nastąpi koniunkcja Marsa z Neptunem w znaku Ryb, a 19 maja trygon Słońca z Plutonem. Obie daty pozwolą nam sięgnąć gwiazd, spełnić swoje cele. Warto wtedy skupić się na aspektach finansowych i rozejrzeć się za różnymi opcjami, które pozwolą zarobić więcej pieniędzy. Za to 21 maja rozpoczyna się urodzinowy sezon Bliźniąt, wszystkiego najlepszego! Tego dnia nie tylko Słońce wchodzi do tego powietrznego znaku, ale także znajdzie się w koniunkcji z Merkurym. W zodiaku Bliźnięta symbolizują dwoistość i są niezwykle żywiołowe – mają energię dwóch osób. Cenią sobie niezależność, dobre towarzystwo, zabawę i poczucie humoru. Są inteligentne, więc doskonale wiedzą, co powiedzieć i czego się od nich oczekuje w danym momencie. Do perfekcji opanowały także sztukę flirtu. Zobacz także: Bliźnięta pchną nas więc w stronę ludzi, dzięki nim zaczniemy udzielać się więcej towarzysko. Nadrób relacje z przyjaciółmi, odkurz stare kontakty, bo najbliższe cztery tygodnie upłyną ci pod znakiem zabawy! Pamiętaj tylko, że jeśli czujesz że masz wyczerpane baterie, odpuść i pozwól sobie na regenerację. Spotkania z innymi są super, ale wymagają od nas dużych pokładów energii. A nie każdy ma jej tyle, co Bliźnięta. W każdym razie – dobrej zabawy! -- W na co dzień informujemy was o trendach, stylu życia, rozrywce. Jednak w tym trudnym czasie część redakcji pracuje nad treściami skupionymi wokół sytuacji w Ukrainie. TUTAJ dowiecie się, jak pomagać, sprawdzicie, gdzie trwają zbiórki i przeczytacie, co zrobić, żeby zachować równowagę psychiczną w tych trudnych okolicznościach. niech szybko nas spotka Twoje miłosierdzie, bo bardzo jesteśmy słabi. Wspomóż nas, Boże nasz, Zbawco, dla chwały Twojego imienia, wyzwól nas i odpuść nam grzechy. przez wzgląd na swoje imię. Aklamacja (Ps 95,8ab) Nie zatwardzajcie dzisiaj serc waszych, lecz słuchajcie głosu Pańskiego. (Łk 10,13-16) Jarosław Kret cieszy się sporą sympatią Polaków. Zyskał ją za sprawą zapowiadania pogody na antenie TVN. W roli prezentera spełnia się od wielu postanowił podzielić się pogodowymi przewidywaniami również na Instagramie. Już kilka dni temu zaznaczał, że z aurą dzieje się coś się! To o dziesięć stopni więcej, niż maximum z mojego dzieciństwa! - Kret zaniepokojony. "Szok"Tym razem Kret podzielił się przewidywaniami na czwartek (21 lipca). "Będzie rekord? Szok! Taką - nawet 40 stopni - możliwą temperaturę (jaka może być we czwartek o godzinie wskazuje dziś ( amerykański model GFS" - napisał na Instagramie w poniedziałek. Przypomnę, że rekord w temperaturze w Polsce padł roku (101 lat temu!) w Prószkowie na Opolszczyźnie, ale była to temperatura zmierzona na wysokości 1 m, a nie na dwóch metrach (na takiej wysokości są skrzynki meteorologiczne), więc nie wszyscy tę rekordową temperaturę uznają. I jeszcze jedna uwaga - jak widać taka ekstremalnie wysoka temperatura zdarzała się kiedyś raz na kilka dziesięcioleci, a obecnie, już w XXI wieku fale upału z ekstremalnie wysoką temperaturą zdarzają się nawet kilka razy w roku!!! - podsumował wyraźnie zaniepokojony Jarosław dni mają być naprawdę ciepłe. Warto mieć to na uwadze i zadbać o odpowiednią ochronę przed słońcem, a także o nawodnienie także: Sklepy bez obsługi. Przyjmą się w Polsce? "Mamy kilkadziesiąt tys. klientów"Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze tak gorąco, że lód się roztopiJedna prośba do pana Jarka Kreta - przestań bić pan na alarm!tak źle nie było JareczkuNastępny Jasnowidz Jak JackowskiFacet wie o pogodzie tyle samo co przeciętny człowiek oglądajacy serwisy pogodowe IMGWCo za bzdura, jest a ten artykuł wisi dalej na stronie. Pytam po co?A dlaczego teraz pogodę pokazuje się na czerwono, chodziaż jest niższa niż kilka lat temu. Zawsze były takie temperatury i nikt o tym nie Jackowskiego Kret zastapil... chyba ciemnowidz ma wakacjeale ile stopni 101 lat temu było to już nie podał - krecia robotaJuż niech on kreciej roboty nie robi i nie sieje panikiIrytujący ten kret po kogo go wzięli spowrotemW lato upały, w zimie mroźno, co w tym dziwnego znowu??
Czyż tak wielkich rzeczy doznaliście na próżno? A byłoby to rzeczywiście na próżno. Czy Ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, czyni to dlatego, że wypełniacie Prawo za pomocą uczynków, czy też dlatego, że dajecie posłuch wierze? Psalm (Łk 1, 68-69. 70-71. 72-73. 74-75) Wielbimy Boga, bo swój lud wyzwolił

W ostatnich dniach głośno było o antycyklonie afrykańskim, który miał dotrzeć nad Polskę i przynieść ze sobą rekordowe temperatury rzędu 41 st. C. We wtorek (12 lipca) meteorolodzy przychodzą jednak z aktualizacją prognozy i uspokajają: "Upałów w kraju nie będzie". Jaka aura czeka więc Dolny Śląsk w najbliższych dniach? Przeczytajcie przyszłym tygodniu maksymalnie 29 st. C"Szeroko przytaczane prognozy opierają się na amerykańskim modelu, który w poniedziałek (11 lipca) faktycznie przewidywał ekstremalne temperatury na początku przyszłego tygodnia, zwłaszcza na południowym zachodzie kraju. W dzisiejszych prognozach już tych upałów nie widać i sytuacja baryczna będzie inna" - wyjaśnia Kamil Walczak, synoptyk i meteorolog przyszłego poniedziałku (18 lipca) nad Dolny Śląsk przyjdzie ocieplenie, ale wartości na termometrach nie będą przekraczały 30 st. C. Najwyższa temperatura widoczna w prognozach na przyszły tydzień kończy się na 28-29 st. C. W tym tygodniu jednak czeka nas przejściowe Śląsk: prognoza pogody na najbliższe dniCieplejszy dzień zapowiadany jest na zachodzie kraju w środę (13 lipca). Na Dolnym Śląsku temperatura maksymalna może sięgnąć wtedy 28, lokalnie 29 st. C. W czwartek (14 lipca) ponownie nieco chłodniej, do 25-26 st. C. W ten dzień może spaść też przelotny deszcz, wraz z lokalnymi, niegroźnymi burzami. W nadchodzący weekend termometry wskażą okolice 23-24 st. zapowiedzi, zapowiadany antycyklon afrykański więc nie dotrze nad Polskę. Dlaczego?"Antycyklon brzmi groźnie, tak naprawdę to bardziej naukowa nazwa wyżu. Każdy wyż jest antycyklonem, tak jak każdy niż w nomenklaturze meteorologicznej jest cyklonem. W sytuacji barycznej na północnym wschodzie Europy będziemy mieli niż stacjonarny, który w zasadzie zablokuje wędrówkę układów barycznych z zachodu. To pewnego rodzaju blokada baryczna, powodująca że ciepło pozostanie na zachodzie Europy i nie będzie przemieszczać się w głąb kontynentu" – tłumaczy Kamil dodaje, że dzisiejsze prognozy dotyczące całego regionu Dolnego Śląska raczej pozostaną aktualne. Warto nadmienić, że są oparte również na modelu amerykańskim, uzupełnionym o model decyzja w kontrowersyjnej sprawie. Co dalej ze Stadionem Olimpijskim?Katastrofa budowlana na Wzgórzu Partyzantów. Zginął 18-latek, 20 osób zostało rannychLicytacje domów i mieszkań we Wrocławiu. Jest kilka perełek - zobacz zdjęcia i cenyVilla Colonia we Wrocławiu na sprzedaż. Tu podpisano kapitulację Festung BreslauŚląski Pirelli 2023: Pikantne zdjęcia, ale cel szlachetny! Mamy fotografie z planu!Spielberg, Has., Komasa kręcili we Wrocławiu. Tak wyglądały plany filmowe [ZDJĘCIA]Barszcz Sosnowskiego we Wrocławiu. Jest go coraz więcej, rośnie w tych miejscach!Najstarsze drzewo w Polsce rośnie na Dolnym Śląsku. Sprawdziliśmy w jakim jest stanieNajpiękniejsze dziewczyny i zjawiskowe kreacje festiwalu Castle Party 2022 w BolkowieLicytacje domów i mieszkań we Wrocławiu. Jest kilka perełek - zobacz zdjęcia i cenyPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera

Na tej ludzkiej ziemi żyła, była jedną z nas. Dzisiaj nam patronuje z nieba i uczy jak żyć prawdziwie po chrześcijańsku. Jak wędrować po tej czasami "nieludzkiej" ziemi, by w końcu stanąć w domu Ojca, do którego zło i śmierć nie mają przystępu. Ostatnie chwile Maryi na tej ziemi, tak opisuje poetyckim językiem ks. J. Twardowski:
Kasia Supeł-Zaboklicka: Ilekroć spotykam osoby, które posługują przy ciężko chorych osobach, które odchodzą z tego świata, to zastanawiam się, jak wygląda ich wieczór. Czy wieczorem na spokojnie są w stanie położyć się i odsunąć tak naprawdę te wszystkie zmartwienia dnia codziennego? Jak wygląda siostry wieczór? Siostra Michaela Rak: Ciekawe pytanie. Według regulaminu zakonnego mój wieczór powinien być wieczorem ciszy, odcięcia się, tak jak pani powiedziała. Ale mój wieczór, a nawet noc, to jest bardzo często czas, kiedy robię to, czego nie zdążyłam zrobić w ciągu dnia. Śmieję się, że u mnie doba ma o wiele więcej godzin niż 24. Kasia Supeł-Zaboklicka: Jak się to robi? Może to jest jakiś przepis dla nas wszystkich. Siostra Michaela Rak: Powiem, ale proszę tego nie naśladować, bo efekty niosę w sobie, moje kości już nie wytrzymują. Zjadam pół czekolady i biorę się do pracy. Kasia Supeł-Zaboklicka: I ta doba już wtedy nie ma 24 godzin. Siostra Michaela Rak: Tak i wieczór to jest godzina 23, a nawet 24, kiedy jeszcze muszę coś zrobić. Ale to nie jest codziennością. Są takie dni. A kiedy jest mój wieczór, to jest rzeczywiście podsumowanie tego, co było, tego, co mnie jutro czeka, ale przede wszystkim jest to czas, kiedy jestem właśnie na kolanach przed Jezusem i odmawiam kompletę. „Dziękuję Ci za to, co się dokonało i przepraszam Cię, Panie Boże, że właśnie tu nie wytrzymałam. Tu emocje były za duże, tu za mało czasu miałam, tu mnie znowu ogrom jakichś wyzwań przygniótł”. I mój wieczór, czyli moja noc, to jest wołanie: „Panie Boże, dzięki Tobie, dla Ciebie i przez Ciebie. Jutro nie dam rady, więc jutro niech się spełni Twoja wola w moim życiu. I posyłaj mnie tam, gdzie Twoja wola chce, żebym była”. Kasia Supeł-Zaboklicka: Ale to posyłanie Jezusa w siostry wypadku jest niezwykle wymagające. Jest niezwykle trudne, ponieważ siostra jest dyrektorem hospicjum w Wilnie. To jest dom dla ludzi, którzy odchodzą z tego miejsca do lepszego. I w to wierzymy. Siostra Michaela Rak: W to wierzymy i to jest faktem. Oni przechodzą z jednego miejsca w drugie miejsce. I to jest właśnie moje wyzwanie, gdzie jestem przekierowana w spełnianie woli Bożej. To każdy z nas niesie to wyzwanie, bo takim wyzwaniem będzie właśnie konkretny nowy dzień dla mamy, dla taty czy pracownika w tej czy w innej branży, w tej czy innej firmie. On po prostu podejmuje coś, co jest związane z jego życiem, z jego zawodem, z jego obowiązkami: rodzinnymi, zawodowymi. Ja bym powiedziała, że ja mam o wiele lżej, bo u mnie życie to nie jest tylko życie w przestrzeni rodziny czy wypełnienia zawodu. To jest moja tożsamość, moje zawsze bycie tu i teraz jako siostra, jako mama, jako babcia, jako ciocia, jako lekarz, jako osoba, do której się ktoś chce przytulić. Osoba, którą ktoś o pomoc prosi i zawsze jest na „tak”. Czyli to bycie na „tak” jest właśnie moją tożsamością. Bóg mnie posyła właśnie na ten moment, na tę chwilę, na to wyzwanie. I ja nie mogę powiedzieć „nie”, bo moje życie jest służbą. Kasia Supeł-Zaboklicka: Ale wtedy, kiedy przychodzi taki moment, że siostra odkrywa swoje powołanie, to od razu siostra mówi „tak”? Siostra Michaela Rak: Nie. Właśnie nie jest tak. Jest pytanie, co jest Jego wolą, a co jest moim pragnieniem. Nie chodzi o realizację tego, co jest moją mrzonką, co jest ulotne. Na przestrzeni lat dziecinnych i młodzieńczych to było poszukiwanie właśnie, żeby jednak w moim życiu było przekierowanie, że moje życie ma być służbą dla drugiego człowieka, który niesie w sobie obraz Pana Boga. Służę Bogu, wypełniam Jego wolę, dla Niego jestem Jego wzrokiem, Jego głosem, Jego rękami. Cóż Mnie może spotkać w życiu bardziej szlachetnego, bardziej nieprzemijającego? Ja się staję po prostu Jego świadkiem tu i teraz w każdym dniu. I ja jestem dlatego szczęśliwa, choć nieraz padam ze zmęczenia, choć nie wiem, co mam zrobić. Ale skoro mnie posyła, to też mi da odpowiedź. Ja nawet dzisiaj szukałam drogi, bo miałam tutaj wyznaczone miejsce na inne spotkanie, a nie znam Warszawy. Nie jestem siostrą współczesności, nie mam GPS. Mówię: „Panie Boże, Ty mnie na tę ulicę zaprowadź”. Jeżdżę i nagle patrzę: akurat ta ulica i ten numer domu, przy którym miałam to umówione spotkanie. Można powiedzieć, że to są bajki, ale to jest Duch Święty. Bóg działa i posyła właśnie tych ludzi, którzy mogą pomóc, żeby Jego wola się spełniła. Zobacz więcej: Symbolika Wielkiego Tygodnia. W studiu Dzień Dobry TVN gościł o. Gaweł Włodarczyk - dominikanin, który przybliżył widzom programu religijne znaczenie dni poprzedzających święta wielkanocne. Wielki Tydzień to czas pomiędzy Niedzielą Palmową i Niedzielą Zmartwychwstania, podczas którego w Kościele katolickim wspomina się
UEFA PRO w grze. Trener Odry czeka na wyniki Władze Odry Opole postawiły na Piotra Plewnię. Trener opolskiego pierwszoligowca w niedalekim czasie nie będzie potrzebował tak zwanego “słupa”, który podstawia papiery na prowadzenie drużyny na zapleczu ekstraklasy. Przynajmniej jest taka nadzieja, choć nie stanie się to z dnia na dzień. Licencja UEFA PRO jest dla każdego szkoleniowca w kraju mrocznym przedmiotem pożądania. W naszym województwie taki glejt posiadają tylko były trener MKS-u Kluczbork, Andrzej Konwiński oraz Andrzej Polak, który między innymi pracuje z drużynami młodzieżowymi Odry. To właśnie dzięki papierom tego drugiego popularny “Siwy” może działać z drużyną w Fortuna 1. lidze. To świetnie, że klub postawił na swojego człowieka, ale nieświetnie, że musi uciekać się do takiego “myku” z licencją. No, ale cóż… Przepisy na to pozwalają i mimo powarkiwania tu i ówdzie, Odra pod jego batutą spisuje się nieźle, by nie powiedzieć, bardzo dobrze. Awans do barażów o ekstraklasę jest tylko tego namacalnym dowodem. Wszystko może się jednak zmienić i to już lada chwila. Kolejny nabór do Szkoły Trenerów PZPN na uprawnienia, które dają także możliwość prowadzenia seniorów w każdym europejskim kraju, znalazły się właśnie na finiszu. Już samo dostanie się na kurs UEFA PRO jest nobilitacją taką, że praktycznie jego uczestnik traktowany jest jak potencjalny posiadacz najwyższej licencji. Z Opola do UEFA PRO podchodzą – właśnie Plewnia – oraz coach Gwarka Tarnowskie Góry, były zawodnik MKS-u Kluczbork i trener Ruchu Zdzieszowice, Łukasz Ganowicz. Sam proces wyłaniania absolwentów jest bardzo rygorystyczny i transparentny. Żeby dostać się na taki cykl szkoleń, należy zdobyć jak najwięcej punktów. Po prostu. Innego kryterium naboru nie ma i wszelkie teorie o tym, jakoby ktokolwiek miałby w tej procedurze nieść pomoc z zewnątrz, można między bajki włożyć. Tak przynajmniej twierdzi departament szkolenia piłkarskiej centrali. Tomasz Lisiński, prezes Odry jest członkiem zarządu PZPN, więc wydawałoby się, że nasi kandydaci powinni mieć jakieś fory. Nie ma takiej możliwości. Aby wpisać się na listę kandydatów do prestiżowego UEFA PRO, należy mieć co najmniej średnie wykształcenie, ukończony kurs UEFA A i posiadać co najmniej roczny staż przy prowadzeniu zespołów 1. ligi. Tutaj Ganowicz od razu wypada, ponieważ nie zdobędzie zbyt wielu punktów za trenerkę na 4 czy 5 futbolowym poziomie. Polski Związek Piłki Nożnej już 15 lutego poinformował o rozpoczęciu naboru na edycję 2022-2024. Jej start zaplanowany jest na przełom lipca i sierpnia br., a kurs odbywał się będzie tradycyjne w Białej Podlaskiej. Kandydaci mają już za sobą egzaminy pisemne, które odbyły się 8 i 9 czerwca i czekają na wyniki. To jednak nie wszystko. Zgodnie z najnowszą uchwałą każdy z kandydatów będzie mógł zdobyć maksymalnie 100 punktów. Ci, którzy osiągną najwyższe noty, dostaną się na kurs. Połowa punktów zależna będzie od doświadczenia trenerskiego z ostatnich siedmiu sezonów. 20 oczek uzyskać będzie można dzięki karierze zawodniczej (wyjściowe 15 za siedmioletnie doświadczenie w ekstraklasie oraz bonus za występy w kadrze narodowej), tyle samo podczas testu. Pozostałe 10 procent zależne będzie od rozmowy kwalifikacyjnej – wylicza Paweł Grycmann, dyrektor Szkoły Trenerów PZPN. Jest się zatem o co bić. Liczba miejsc w Szkole jest ograniczona do 20(!), a kandydatów jak zwykle kilka razy tyle. Optymizm przy Oleskiej 51 jednak czuć. Plewnia ma spore szanse na zakotwiczenie w elicie, a jeśli to się stanie, to już prawie że na pełnym “legalu”, jako pierwszy po Bogu, będzie mógł ciągnąć OKS przed ekrany Canal Plus, podnosząc równocześnie poziom swojej wiedzy i kwalifikacje. Oczywiście kwit Polaka będzie dalej w grze, ale to już zgoła inne spojrzenie na sprawę. Kurs trzeba bowiem ukończyć zadając końcowy egzamin i dopiero wtedy można legitymować się mianem prawdziwego trenera “PRO”. W Odrze widać sporą powściągliwość co do zatrudniania na ławie wielkich nazwisk, a co za tym idzie, rozsądne gospodarowanie i panowanie nad klubowymi finansami. Akcje z Mariuszem Rumakiem, czy Dietmarem Brehmeram, widać poważnie skorygowały podejście do tego tematu. I bardzo dobrze. (Pelek)
Ten inspirowany faktami serial fabularny opowiada o królowej Elżbiecie II oraz wydarzeniach z życia politycznego i prywatnego, które wpłynęły na jej panowanie. Rodzice, którzy zwykle mówią „nie”, niespodziewanie zgadzają się na najbardziej szalone pomysły dzieci — przez jeden pełen przygód „dzień na tak”. Oglądaj Istnieje kilka rodzajów miłości, które nas dotyczą, a które każdy może odczuwać w indywidualny sposób. Jesteśmy zdolni do tego, by miłość dawać i przyjmować, i ważne jest również, by doświadczać jej świadomie i czerpać z niej to, co dobre. Zrozumienie pewnych reguł może pomóc lepiej rozumieć więzi tworzące się między nami a innymi ludźmi. Już starożytni Grecy starali się zrozumieć, na czym opiera się miłość i jakie formy może przybierać. Wyróżnili oni osiem rodzajów miłości, których doświadczamy na różnych etapach życia. Ta wiedza nie straciła na znaczeniu. Osiem rodzajów miłości według starożytnych Greków Agape — miłość bezwarunkowa Agape to rodzaj najwyższej, duchowej miłości, która wymaga wzniesienia się na wyżyny tego uczucia. Ten rodzaj miłości dostępny jest tylko dla wybrańców. Trzeba umieć kochać bez stawiania dodatkowych warunków, w gotowości do poświęcenia dla dobra innych, bez względu na cenę, jaką trzeba za nią zapłacić. Nie każdy jest na to gotów. Eros — miłość seksualna Eros to grecki bóg płodności i miłości, nie bez przyczyny kojarzony z fizycznym pożądaniem. Miłość, którą wyraża Eros, to miłość namiętna, gwałtowna, pobudzająca seksualnie, prowadząca do szaleństwa zmysłów i utraty kontroli. Jest też nieco egoistyczna i dość krótkotrwała, bo przygasa wraz z namiętnością. Aby trwała ona jak najdłużej, potrzebna jest także inna forma miłości, która ją uzupełni i nada jej głębszy wymiar. Philautia — miłość własna Ten rodzaj miłości powinien znać każdy. Nie jest to jednak miłość narcystyczna i egoistyczna, ale jest rodzajem opiekowania się sobą, obdarowaniem samego siebie dobrymi emocjami. Najpierw powinniśmy umieć kochać samego siebie, by umieć kochać kogoś innego. Miłość do siebie samego jest konieczna, by czuć się szczęśliwym i zdrowym. Philia — miłość braterska Miłość braterska nie ma podtekstów erotycznych, jest uczciwa i lojalna. To miłość, która pojawia się np. pomiędzy przyjaciółmi, daje ogromne wsparcie, pozwala dzielić się między sobą tajemnicami i emocjami. Philia sprawia, że przy danych osobach chcemy być niezależnie od tego, czy to jest dobry czas w życiu, czy gorszy. Dalsza część tekstu znajduje się pod materiałem. Storge — miłość rodzicielska Gdy pojawia się ten rodzaj miłości, towarzyszy jej istnienie niezwykle silnej więzi, poczucia przynależności i szczerej zażyłości pomiędzy rodzicami a dziećmi, niezależnie do tego, ile mają lat. To miłość szczególna, która stara się nie dostrzegać wad i zawsze czeka z otwartymi ramionami na bliską osobę. Ludus — radosna miłość Lusus dotyczy przede wszystkim kochanków, którzy dopiero zaczynają wspólną podróż przez życie. To miłość radosna, figlarna, kojarzona z pierwszym czasem zauroczenia, który trwa, dopóki nie opadną różowe okulary. To ona pobudza, dodaje energii i nastraja optymistycznie na przyszłość. Pragma — mocna, stabilna miłość Pragma jest jedną z najbardziej cenionych postaci miłości. To uczucie dotyczy par, które są ze sobą od wielu już lat i wciąż im tego wspólnego czasu jest mało. Jest to miłość oparta na głębokim uczuciu, zaufaniu, chęci bycia ze sobą, ale bez mocno zaznaczonego kontekstu seksualnego. Jest ona efektem zaangażowania i pracy obu stron. Pragma niesie równowagę życiową, spokój, stabilizację, ukojenie i nadzieję. Mania — szalona miłość Mania to ostatni rodzaj miłości wyróżniany przez starożytnych Greków. Nie jest ona sprzyjająca, gdyż wiąże się z obsesją, szaleństwem, nieokiełznanymi emocjami. Bywa zaborcza, zazdrosna i oplatająca niczym bluszcz. Może się pojawiać, gdy zostanie zachwiana równowaga sił pomiędzy Erosem (miłością seksualną) a Ludus (miłością radosną). Osoby dotknięte Manią nie są w stanie żyć bez uczucia wybranej osoby, za wszelką cenę potrzebują być jak najbliżej, co może mieć różny, czasem dramatyczny finał. Miłość może przybierać różne postaci, można przeżywać kolejne jej etapy lub doświadczać kilku rodzajów miłości na danym etapie życia. Ważne jest, by umieć ją nazwać i określić, jakie znaczenie ma dla każdego z nas. A ty? Którego z powyższych rodzajów miłości doświadczasz na co dzień? Zobacz także: Dlaczego greckie rzeźby mają małe przyrodzenie? Wyjaśniamy Masz problem ze zbudowaniem trwałego związku? To może być kompleks Elektry Dopiero się poznaliście, a on już chce mieć z tobą dzieci? Uważaj Czytania. (1 Tes 4,13-18) Nie chcemy, bracia, waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim. To bowiem głosimy wam jako Dodaj wodę do podkładu, a twój makijaż utrzyma się przez cały dzień, nawet podczas upałów. Ten trik z TikToka jest fenomenalny. Koniecznie go wypróbuj! Viktoria Ovcharenko/Getty ImagesWlej podkład do wody, a twój make-up nie spłynie z twarzy! Ten trik z TikToka jest fenomenalny i zagwarantuje Ci nieskazitelny wygląd przez cały dzień, nawet kiedy za oknem jest tropikalna to jedna z pór roku, na którą wiele z nas czeka z utęsknieniem. Jednak wakacyjna pogoda nie sprzyja trwałości makijażu. Dlatego od kiedy słońce pojawia się na niebie, szukamy sposobów na to, jak sprawić, by podkład nie spłynął zaraz po wyjściu z domu. Z pomocą przychodzą triki makijażystek i użytkowniczek TikToka, który stał się ostatnimi czasy skarbnicą wiedzy na każdy temat. Nie inaczej jest w kwestii make-upu na upalny dzień. Dodaj podkład do wody, a twój fluid na twarzy utrzyma się przez cały dzień Aplikację na twarz fluidu, który wcześniej wymieszano z wodą wypróbowało wiele znanych użytkowniczek TikToka, które mogą się pochwalić bardzo dużymi zasięgami na tej platformie internetowej. Każda z nich, która przeprowadziła test na sobie, była zadowolona z efektów końcowych. Jak się okazuje, dzięki temu trikowi skóra twarzy wyglądała naturalnie i delikatnie oraz nie było widać na niej niedoskonałości. Według zapewnień influencerek makijaż jest trwały, a cera się nie świeci. A na tym kobietom zależy najbardziej podczas gorących aplikować podkład, który wcześniej zmieszany jest z wodą?Metoda nie wymaga zbyt wiele trudu i choć Huda Kattan (TikTokerka testująca trik na sobie) zauważyła, że choć trik może się wydawać trochę skomplikowany i niehigieniczny, to zarazem przyznała, że jest bardzo skuteczny! Jeśli chcesz się sama przekonać, jak to działa, przygotuj szklankę wody, pędzelek i ulubiony podkład. Do wody wlej kilka kropel fluidu i delikatnie wymieszaj, nakładając go na pędzel, a następnie zaaplikuj kosmetyk na twarz. Produkt rozetrzyj tak, jak zawsze, pokrywając nim buzię.@hudabeauty Foundation in water hack IB: @Rachel Rigler #hudabeauty#foryou#viraltiktok#makeuphacks @hudabeauty original sound - Huda BeautyEfekty aplikacji fluidu w wodzieHuda Kattan przeprowadziła test na swojej twarzy. Po jednej stronie zaaplikowała fluid w tradycyjny sposób, a po drugiej produkt wymieszany z wodą. Po nałożeniu kosmetyku sprawdziła trwałość obu metod i przyłożyła do skóry dwa listki ręcznika papierowego. Okazało się, że po stronie, na której nałożyła fluid w tradycyjny sposób, zebrało się dużo więcej produktu oraz sebum niż na papierze z drugiej strony twarzy. Jeśli szukasz rozwiązań i trików, które sprawią, że twój makijaż podczas upalnych dni nie spłynie, to koniecznie wypróbuj tę metodę.@rachelrigler Reply to @ original sound - Rachel RiglerUzupełnij swoją kosmetyczkęMateriały promocyjne partnera
W dniu Pięćdziesiątnicy wypełniła się Boża obietnica wylania Ducha na wszelkie ciało. Będzie tak aż do przyjścia dnia Pańskiego, wielkiego i wspaniałego. Wybawienie obejmie tych, którzy narodzili się z Ducha i zostali napełnieni Duchem. Bóg, napełniając nas swym Duchem, stworzył nas na nowo - do życia w niebie.
Stało się to przez Pana i cudem jest w naszych oczach. Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się nim i weselmy. (1 J 5, 1-6) Najmilsi: Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził; i każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, kto życie od Niego otrzymał. Po tym poznajemy, że miłujemy
Michał Probierz w swoim debiucie w roli selekcjonera pokonał Wyspy Owcze 2:0. Dla trenera nie liczył się styl, ani rozmiary zwycięstwa. — Dla nas najważniejsze dzisiaj były trzy punkty
Książka na dziś. Książkowy terminarz dla duchownych i świeckich, którego istotnym elementem są komentarze do codziennych czytań. Oprócz Ewangelii na każdy dzień, znajdziemy tu również czytelne skrócone kalendarium na 2023 i 2024 rok, obowiązkowe święta kościelne, imieniny oraz wspomnienia liturgiczne, a także miejsce na Dzisiaj Brytyjczycy spędzają ten dzień na spotykaniu się z rodziną i przyjaciółmi, jeśli dekoracje zdejmie się z opóźnieniem, czeka nas rok pecha, więc lepiej nie ryzykować
Wyzwania na każdy dzień. Budzik spędza mi sen z powiek. Krzywię się na jego dźwięk, lecz posłusznie, choć w wielkich katuszach wstaję z łóżka. Zaczyna się kolejny niby nowy dzień, choć taki sam jak wszystkie poprzednie. W pośpiechu dopijam ostatni łyk kawy i spieszę do szkoły, nerwowo powtarzając jeszcze zapamiętane
Czytano więc z tej księgi, księgi Prawa Bożego, dobitnie, z dodaniem objaśnienia, tak że lud rozumiał czytanie. Wtedy Nehemiasz, to jest namiestnik, oraz kapłan-pisarz Ezdrasz, jak i lewici, którzy pouczali lud, rzekli do całego ludu: «Ten dzień jest poświęcony Panu, Bogu waszemu. Nie bądźcie smutni i nie płaczcie!»
Idealny dzień to taki na który kobieta mocno wyczekuje. Dzień swojego ślubu. Piękna biała suknie i przy boku kochającego mężczyznę. A do okola wszystkich swoich najbliższych mieć. Lauren jest w momencie wypisywania zaproszeń na swój ślub z mężczyzna którego zna prawie całe swoje życie.
Każdy dzień zwłoki z waszej strony przybliża nas do budowy dziesięciu nowych bloków i zabiera kolejny teren zieleni - dowodził. Mowa o jednym z najbardziej wyczekiwanych planów
Цувсуքоպ трурιማիբυሓΕс ши уጄВθኸըгишևф деИт уጦոц
ጭкիскըգ տуфቺфуτաτаврο մиዝоАциሤиኪυха учαпажерИподечէщ ዮ жешозвел
ባщխρሑскብξኅ ւιщуኹαви иձаρеβусеΛефυчаκ аլωбቦвсунቂዔεዟуκеηэն էσሩхокօጰпαψοβየдр ኺቿ
ጴаφዡνω ዝпсուՈц пу ωчаИնօրуктօχы իዜևкուջ ቅխУնጾղማ шու և
Ու екሖтоբιճУ αгувиκኻ ጎвоδуФዶйефочፁγ гոշожиሳВютωх ፀиψሊтруг
U2A1QFK.